Lubisz się śmiać? Teksty, które zmieniły życie Polaków. 77,505 likes · 89 talking about this. Jeżeli lubisz się śmiać to ta strona jest dla Ciebie :)
Nowe namiary na Bloglovin Follow my blog with BloglovinCiekawa jestem czy macie takie książki, po których przeczytaniu postanowiliście odmienić (i to gruntownie) Wasze życie? Dla mnie takim « przełomem » okazała się książka (nieżyjącego już) Davida Servan-Schreibera Antyrak. Ale po niej przyszły kolejne, które utwierdziły mnie w potrzebie zmiany i pokazały drogę krok po lat temu zmagałam się z uciążliwym chronicznym problemem ze zdrowiem. Po prostu byłam wiecznie przemęczona, zestresowana, nie opuszczał mnie nieodłączny ból gardła. Panicznie bałam się, że kolejny krok to RAK.[Tweet “Czasami strach znika, gdy w końcu stawiamy mu czoła.”]Pierwsza książka: David Servan Schreiber “ANTYRAK”.W pobliskiej księgarni wypatrzyłam grubaśną pozycję ANTYRAK – zapobiegać i walczyć z nim przy użyciu naturalnych sił organizmu. Książkę pochłonęłam w ciągu kilku wieczorów. I zaczęłam żyć czym jest ta książka. To historia młodego ambitnego lekarza u progu błyskotliwej kariery naukowej w kraju nieograniczonych możliwości (USA), u którego zupełnie przypadkowo zdiagnozowano nowotwór mózgu. To dogłębnie przewraca jego życie. Po początkowym okresie « niezrozumienia » (dlaczego ja?) i buntu, młody naukowiec zaczyna szukać jak mógłby pomóc sobie i innym w walce z rakiem. W książce przeplata się wątek autobiograficzny wraz z praktycznymi poradami, co robić (jak żyć, co jeść), by skuteczniej opierać się chorobie nowotworowej, wzmocnić swój organizm, swoją psychikę i lepiej się można zrobić wiele. I przede wszystkim nie poddawać się.[Tweet “Twoje postanowienie, by zwyciężyć jest ważniejsze niż cokolwiek innego. Lincoln”][Tweet “Kto walczy, może przegrać. Kto nie walczy – już przegrał. Bertold Brecht”]Rak jest chorobą cywilizacyjną naszych czasów. Przemysł farmaceutyczny pracuje nad coraz nowymi i coraz to skuteczniejszymi formułami nowych leków do walki z tą epidemią. I chwała mu za to. Ale ma w tym swój interes. Bo za tym stoją ogromne pieniądze i ogromne potrzeby wielu ludzi. Ale to syntetyczne formuły, które nie istnieją w przyrodzie. Tymczasem natura jest również naszym sprzymierzeńcem w walce o zdrowie. Tylko, że występujących w naturze substancji nie da się opatentować i zbić na nich majątku. Natura chojnie wyposażyła rośliny w rozliczne substancje do obrony przed agresywnymi czynnikami zewnętrznymi, przed promieniowaniem słonecznym, przed wolnymi rodnikami. Te substancje – naturalne przeciwutleniacze, barwniki roślinne, czyli różne polifenole, karotenoidy, flawonoidy … Mamy ich tu całe bogactwo i warto z niego skorzystać, równolegle z klasycznym czosnek, kapusta, rozmaryn, winogrona, brokuły, kurkuma (i zawarta w niej kurkumina), pomidory (likofen), omega 3, czarna czekolada, truskawki, soja i wiele wiele innych. Znajdziemy w nich wiele substancji do walki z komórkami nowotworowymi. Niech Twoja żywność będzie Twoim lekarstwem. to, co jemy codziennie, codziennie oddziaływuje na nasze zdrowie. Małymi krokami dochodzimy do wielkich celów, albo … wpędzamy się w klasyczny talerz współczesnego Europejczyka to same białasy: biały chleb, biały makaron, biały ryż, cukier (rak żywi się cukrem), produkty mleczne (niby na zdrowie?, ale stoi za nimi potężne lobby i grube pieniądze).Ale najskrupulatniej przestrzegana dieta, to nie wszystko. Psychika. Jest potężnym siłaczem i naszym najlepszym sprzymierzeńcem w walce o zdrowie. Ale trzeba o nią dbać.[Tweet “Nie mów, że nie możesz. Od razu powiedz, że nie chcesz.”]Jak ta książka odmieniła moje życie? Zaczęłam robić sobie więcej sałatek, najprostszych, na to pozwalały moje skromne wówczas umiejętności kulinarne. Ale żeby dobrze się odżywiać wcale nie potrzeba wiele. Zaczęłam więcej się ruszać. Całą zimę przepedałowałam na domowym rowerku treningowym. Nawet nie wiecie jak wspaniale można się przy tym wypocić i wyrzucić na zewnąrz zalegające gdzieś po kątach toksyny. Krew szybciej krąży po organizmie i porywa do obiegu zalegające czasami latami, zapomniane toksyny, oddychamy głębiej, mózg zaczyna wydzielać endorfiny czyli hormony szczęścia i czujemy się na siłach stawić czoła przeciwnościom. Co prawda rowerek tego nie wytrzymał (dlatego teraz biegam), ale To była pierwsza zima w moim życiu, którą przeżyłam bez antybiotyków. Postanowiłam dalej iść w tym kierunku. Troszeczkę przyłożył do tego rękę bieg wypadków. Poznałam mojego męża Irańczyka i siłą rzeczy przestawiłam się na orientalną (a więc zdrowszą) kuchnię (ryż basmati, wiele owoców i warzyw). Jednocześnie mój teść walczył wtedy z chorobą nowotworową (dotyka też Irańczyków).Ale przede wszystkim poczułam, że sama wiele mogę zdziałać dobrego dla mojego zdrowia, a nie ciągle opierać się tylko i wyłącznie na lekarstwach na bolące gardło, no to, czy na tamto. Podniosłam głowę i uwierzyłam, że moje zdrowie jest w moich rękach. Dotychczas biernie akceptowałam ból, bo lekarze nie potrafili mi pomóc. Współczesna medycyna gorzej radzi sobie z chronicznymi chorobami, za które odpowiedzialny jest nasz współczesny styl książka: Christopher Vasey “Zdrowie jest kwestią równowagi”.Zaczęłam zaglądać do pobliskiego sklepiku z żywnością ekologiczną (po francusku bio – stąd nazwa mojego drugiego bloga MODA NA BIO). Tam rzetelnie przeczesałam półkę z książkami. Jedną z pierwszych pozycji, które wtedy wpadły mi w rękę była książka szwajcarskiego naturopaty Christophera Vasey “Zdrowie jest kwestią równowagi”.To był mój pierwszy kontakt z taką wizją zdrowia i zarazem kolejne olśnienie. Nasz organizm stanowi nierozłączną całość. Nasze orgazny funkcjonują jak naczynia połączone. Tymczasem współczesna medycyna coraz bardziej idzie w kierunku coraz węższej specjalizacji. I tak leczymy jeden organ, nie zmieniając nic w naszym sposobie życia, usuwamy dokuczliwe symptomy (np ból gardła), a tak na prawdę przesuwamy problem w inne miejsce. To tak jak zamiatanie śmieci pod wycieraczkę. Co z tego, że ich nie widać, skoro po jakimś czasie zaczną stamtąd przerazliwie śmierdzieć i ponownie psuć nam samopoczucie. Ból, choroba, stan zapalny jest pierwszym sygnałem alarmowym, że w organizmie (jako całości) coś dzieje się nie tak. Najczęściej problem wyskakuje w najsłabszym (genetycznie), albo najsilniej eksploatowanym organie (ja chciałam być śpiewaczką operową i przeforsowałam gardło). Co z tego, że zaleczymy symptomy (np ból gardła). Zaleczony powierzchownie problem wyskoczy w innym miejscu. Bo organizm gdzieś musi upchnąć toksyny, albo którędyś musi usunąć je na zewnątrz. Tymczasem jak to mawia Szrek: lepiej na zewnątrz, niż do złego działo się w moim organiźmie? Normalka. Produkt uboczny naszych czasów i naszego stylu życia : brak ruchu, stres, wieczne przemęczenie i niedosypianie, nierozsądna dieta (a w niej sam białasy i dużo cukru). To stąd bierze się nadmierne zakwaszenie organizmu (bolączka naszych czasów). A dalej organizm czerpie z rezerw wapnia i magnezu, by zneutralizować zbyt kwaśny odczyn (bierze go z włosów, zębów czy kości). Stąd wypadają nam włosy, łamią się paznokcie, mamy przeszarzałą cerę, kryształki kwasów boleśnie wbijają się w nasze mięśnie (ach te korzonki czy Bóg wie co, ale w końcu gdzieś trzeba to wszystko poupychać).Pochłonęłam kolejne książki Christophera Vasey o zakwaszeniu organizmu, o oczyszczaniu. Nie wiem czy te pozycje zostały przetłumaczone na polski. To książki popularno-naukowe, ale napisane bardzo łopatologicznie. Autor wyjaśnia mechanizmy tego, co dzieje się w naszym organizmie i pokazuje, jak możemy sobie pomóc. No i przestrzega, by robić sobie dobrze, ale … z umiarem. Sama rzuciłam się w wir oczyszczania organizmu i przedobrzyłam (odnotowałam kolejny spadek formy). To typowy błąd debiutanta. Chcemy do wszystkiego dojść jak najszybciej, zaraz, od razu, na maksa. A tymczasem należy działać z głową i w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem. Ale no cóż uczymy się na błędach.[Tweet “Człowiek, który nie robi błędów, zwykle nie robi niczego. Edward John Phelps”]Ja z moich doświadczeń i przebojów ze zdrowiem, wyciągnęłam jedną naukę. Dla zdrowia najlpeszy jest umiar (zdrowie jest kwestią równowagi) i radość życia. Pasja, energia, ochota do działania = witalność. To wszystko dobrze wpływa na nasz kapitał enzymatyczny (czyli ilość enzymów, które mamy w naszym organizmie).Trzecia książka: Hiromi Shinya “The Enzyme Factor” Enzymy odgrywają ważną rolę. Według dr Howella pioniera badań nad enzymami cały nasz organizm, wszystkie jego organy funkcjonują dzięki enzymom. Trawienie, zastępowanie starych spracowanych komórek przez nowe, usuwanie toksyn, odtruwanie organizmu są rezultatem działania enzymów.[Tweet “Im szybciej zużyjemy nasz kapitał entyzmatyczny, tym krótsze będzie nasze życie.”]Enzymów dostarcza nam żywa żywność, zdrowy tryb życia (z umiarem). Ale w jakiś cudowny sposób pomnażają go dobre emocje. Dlatego od skrupulatnego przestrzegania rygorystycznej diety ważniejsze jest życie pełnią życia i czerpanie z niego przyjemności. Ale z umiarem. Współczesny człowiek płaci swoim zdrowiem za swoje nienasycenie (obżarstwo) i za nieszanowanie praw tym wszystkim dowiedziałam się z cudownej książki japońskiego lekarza Hiromiy Shinya. Każdy z nas słyszał o przypadkach cudownego uzdrowienia w sytuacji, gdy lekarze nie dawali już żadnej szansy. Oczywiście ważna jest tu wola walki, ale równie ważny jest apetyt na życie (bo ten podsyca wolę walki) i pozytywne emocje.[Tweet ” Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. Św Augustyn”]Oczyszczenie się ze złych emocji, pogodzenie z bliskimi i przeżycie dogłębnego oczyszczającego poruszenia może być kluczem do urazy jest jak picie trucizny w nadziei, że pozabija Twoich wrogów. Nelson MandelaDbaj o swoją pozytywną energię. W każdym z nas jest zdolność odrodzenia się. Dlatego powinniśmy myśleć o tym, co mamy, a nie o tym, czego nam książka: “Moja metoda” France GuillainStarsza pani rodem z francuskiej Polinezji, energiczna kobitka z charekterem, która odchowała gromadkę dzieci. Z niewyparzonym językiem. Nie za bardzo przejmująca się poprawnością polityczną (dlatego właśnie to, co pisze tak dociera do odbiorcy – byłaby z niej świetna blogerka). Mimo zaawansowanego wieku (koło 70) tryska energią. Jestem pewna, że gdyby była świadkiem napadu na bank, własnoręcznie przywaliła by napastnikom torebką (jak pewna starsza pani w Angli). Ten niegasnący zapał do życia przebija z wszyskiego, co pisze. France Guillain zaraziła mnie swoim umiłowaniem do glinki. Zawsze mam jej spory zapas w domu i biorę ze sobą w każdą podróż. Po co ? To proste. Nigdy nie wiadomo, do czego może mi się czego może posłużyć glinka?Można posypać nią zupełnie niepoprawny (politycznie) pryszcz, który z pełną premedytacją wyskoczył nam przed pierwszą randką. Posypujemy go sproszkowaną glinką, która go zasusza i jednocześnie żołądka, zatrucie pokarmowe, prozaiczna biegunka w dniu ważnej rozmowy kwalifikacyjnej o pracę. Wrzucamy łyżeczkę glinki do szklanki wody, mieszamy, pijemy i po krzyku. Glinka robi porządki w organiźmie, blokuje drobnoustroje, naprawia uszkodzone tkanki i hamuje zęba, obolałe dziąsła, stan zapalny na kempingu, z dala od jakiejkowliek pomocy medycznej. Okład z glinki doraźnie złagodzi glinki wymaga czasu i cierpliwości (jak blogowanie). Jedna ważna rzecz, o której piszą tylko prawdziwi znawcy glinki (jak France Guillain), a której nie wiedzą ci, którzy tylko kopiują o niej to, co zostało już wcześniej ciągnie do siebie wszystkie zanieczyszczenia z całego organizmu. Dlatego jeżeli robimy z niej okład na chory organ równolegle warto położyć drugi okład na jeden z punktów drenujących (w dolnej części brzucha, albo na wgłębienie na karku). Dlatego niektóre osoby (w tym ja) miały złe pierwsze doświadczenie z glinką. Pierwszy raz położyłam sobie okład z glinki na chore ucho i jego stan znacznie się pogorszył. Normalne. Glinka przyciągnęła tam dodatkowe zanieczyszczenia, które szwędały się do całym się rozpisałam, wskoczyłam na swojego konikia i pogalopowałam. Ale starczy. Pozdrawiam Was pokazuję ostatnio swojego dziergania, bo cały czas chowam nitki w ponczu ze 110 elementów. Idzie mi to jak po serdecznieBeataMoje małe codzienne życia można uczyć się od albo inny zwierzak to dobry towarzysz i antidotum na samotnośćTorebką szydełkową można i tak wymiatać. Rośnie mi kolejna przyjemności muffinki bezglutenowe (z mąki ryżowej), bez laktozy czyli bezmleka (z jogurtem sojowym), bez cukru (ale na słodko), cukier zastąpiłam syropem z agawy, bo ma o wiele niższy indeks glikemiczny. Samo zdrowie, a ile wpisyDlaczego dotyka nas epidemia raka? Czy mozna ustrzec sie przed rakiem? Post w ramach wyzwania u Maknety
Dowcipy, które odmieniły codzienne życie Polaków Wraca mąż z delegacji trochę wcześniej niż zawsze. Wchodzi do sypialni a tam w łóżku leży obcy nagi facet. Pyta się go: - Gdzie moja żona? A on
Dzięki Archiwum każdy może śledzić ludzką codzienność w XX w. I wyciągnąć wnioski dla siebie. O Archiwum Badań nad Życiem Codziennym opowiada koordynatorka poszukiwań materiałów w Warszawie. JĘDRZEJ DUDKIEWICZ: – Czym jest Archiwum Badań nad Życiem Codziennym? Co można w nim znaleźć?BOGNA KIETLIŃSKA: – To archiwum wyjątkowe, bo dotyczy nie tyle samego życia codziennego, ile badań dotyczących tego zagadnienia, które były robione w Polsce przez bardzo różne środowiska i w różnym czasie. Zbieramy w nim rozmaite opracowania, takie jak wysoko ocenione prace magisterskie i doktorskie, raporty, materiały surowe. Chodzi o to, by dać użytkownikom możliwość, jeśli nie mogą ich samodzielnie i bezpośrednio dotknąć, zajrzenia do tych materiałów. Naszą ideą jest więc to, by nie ograniczać dostępu do naukowców, ale aby mogli i chcieli z niego korzystać ludzie, którzy się po prostu tymi tematami interesują. Skąd wziął się pomysł na Archiwum? Idea narodziła się w Poznaniu na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza – kierownikiem projektu jest prof. Marek Krajewski. Archiwum w 2014 r. otrzymało dofinansowanie z Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki. U podstaw naszego pomysłu leży przede wszystkim potrzeba ochrony cennych materiałów badawczych związanych z tradycją społecznych i humanistycznych badań codzienności w Polsce. Chcemy sprawdzić, jakie tematy były opracowywane, co znajdowało zainteresowanie wśród badaczy. Pozwoli to znaleźć białe plamy na mapie tych badań. Zależy nam też na dawaniu szerokiej możliwości korzystania z tych materiałów. To tym ważniejsze, że obserwujemy w naukach humanistycznych i społecznych tendencję, by ciągle wytwarzać coś nowego – często bez świadomości, że ogromne zbiory materiałów na dany temat już istnieją. Dlatego działamy inaczej: staramy się choćby digitalizować materiały, które są w archiwach papierowych. Dzięki pomocy dr Katarzyny Walczuk oraz uprzejmości redakcji POLITYKI sięgnęliśmy np. do jej archiwum, w którym znaleźliśmy ogromny zbiór pamiętników gromadzonych przez redaktora Jana Bijaka oraz pamiętniki polskich emigrantów, tworzone na potrzeby konkursu ogłoszonego w 2005 r. przez redakcję POLITYKI w Polsce, gazety „Nowy Dziennik” ukazującej się w USA oraz internetowego Comiesięcznego Magazynu Polonii „Świecie Nasz”, redagowanego w Kanadzie. Ponadto pozyskujemy materiały z archiwów uniwersyteckich i od osób prywatnych. W 2017 r. sami ogłosiliśmy konkurs pamiętnikarski na temat gościnności, który prowadzony był w trzech miejscowościach w województwie lubuskim. Ważna jest dla nas nie tylko wielkomiejska codzienność, ale także codzienność, w tym zjawisko gościnności, w małych miasteczkach i wsiach. Istotny jest też zakres czasowy, z którego pochodzą zbiory. Archiwum jest związane niemal z całym XX w. – od 1918 r. aż do dziś. Dzięki temu będzie można wykonywać analizy porównawcze. Skąd wzięła się cezura 1918 r.? Dlaczego w Archiwum nie ma wcześniejszych materiałów? Polskie badania nad codziennością zaczęły zyskiwać popularność dopiero po I wojnie światowej – kształt naszego Archiwum wynika z dynamiki rozwoju tego obszaru badawczego. Wówczas do Poznania powraca Florian Znaniecki, twórca metody biograficznej, zwanej niekiedy za granicą szkołą polską. Do tej tradycji nawiązuje właśnie nasze Archiwum. Co więcej, nie da się po prostu zebrać wszystkiego, co można zdobyć – konieczna jest selekcja. Musieliśmy wybrać określony obszar historyczny. Ograniczenie czasowe daje nieco większe szanse, by Archiwum było możliwie kompletne. Dużo materiałów odpada? Jak taka selekcja wygląda? Praca nad Archiwum kojarzy mi się z pracą archeologa, który odkrywa zakurzone pudła i sprawdza, co się w nich znajduje. Albo zagląda za drzwi, o których wszyscy zapomnieli. Nie wszystko jednak, co tam znajdzie, spełnia założenia poszukiwań albo nadaje się do pokazania światu. Po pierwsze, konieczna jest wysoka jakość materiałów: zarówno merytoryczna, jak i graficzna, pozwalająca je zeskanować. Przed digitalizacją czytamy każdy z nich – część odpada, bo nie spełnia wymogów. Nie wszystkie materiały wpisują się też w obszary codzienności, które nas interesują. Wśród wybranych przez nas tematów są praktyki medialne, cielesne i religijne, różne formy zażyłości, mobilność, drobna wytwórczość, styl życia. I choć czasami tytuł sugeruje, że dany materiał będzie się w nich zawierać, w trakcie czytania okazuje się, że trzeba go odrzucić. Zależy nam też na tym, by nie powielać innych archiwów. Ostatnim aspektem są obwarowania prawne: wiele zależy od tego, czy uda się zdobyć zgodę na publikację danego materiału. Ile zatem materiałów znajduje się już w Archiwum? Opisanych jest kilka tysięcy. Zanim jednak w ogóle zaczęliśmy je zbierać, przeprowadziliśmy 30 pogłębionych wywiadów z osobami, które zajmują się badaniami codzienności. Byli to wybitni eksperci – dość wymienić profesorów Rocha Sulimę, Elżbietę Tarkowską, Barbarę Fatygę czy Ludwika Stommę. Na podstawie ich wskazówek rozpoczęliśmy poszukiwania. Wpierw w Poznaniu, potem włączyliśmy Łódź, a następnie Warszawę. Na razie poszukujemy materiałów w tych trzech miastach – również w tej kwestii okazuje się, że nie jesteśmy w stanie objąć całej Polski, tym bardziej że finansowanie projektu jest ograniczone. Każdy materiał doczekuje się za to opracowania. Co użytkownik może w nim znaleźć? To bardzo żmudny proces, ale konieczny, by Archiwum było użyteczne, a proces jego przeszukiwania łatwy. Po digitalizacji tworzymy bardzo rozbudowany opis materiału zawierający najrozmaitsze dane: od tego, kto posiada prawa do tekstu, przez informacje historyczne, po słowa kluczowe i opis tego, co można w nim znaleźć. Anonimizujemy też materiały, by postępować w pełnej zgodzie z etyką badacza społecznego. Dotyczy to imion, nazwisk i miejsc. Kluczowa jest czytelność historii, do której zrozumienia nie potrzeba zdekodowania poszczególnych autorów czy bohaterów opowieści. W efekcie od dotarcia do materiałów do ich publikacji mija sporo czasu. Co na końcu tego procesu użytkownik Archiwum może wziąć z niego dla siebie? Wiele. Wiem, co mówię, bo sama bardzo dużo zyskałam. Niesamowite było dla mnie przedzieranie się przez te materiały, kontakt fizyczny z nimi, możliwość wzięcia w ręce choćby pamiętników, które powstawały w czasie powstania warszawskiego. Zdarzało się, że mogłam śledzić losy danej osoby przez niemal kilkadziesiąt lat! Miałam poczucie, że nawiązuję z nią niemal osobistą relację. Dzięki Archiwum każdy może śledzić taką – zwykłą i niezwykłą – ludzką codzienność. Sama nieraz się wzruszałam, czytając np. historie miłosne: od powierzchownych po głębokie, od krótkich po wieloletnie, od złamanych serc po nawiązywanie nowych znajomości. Nie trzeba być badaczem, wystarczy empatia i zainteresowanie, by Archiwum Badań nad Życiem Codziennym pozwoliło nam na dzielenie z kimś, nieraz odległym od nas w czasie i przestrzeni, jego losu. Często trudnego, pełnego spraw trudnych, wstydliwych, takich jak zdrada czy przemoc. Mam nadzieję, że podobne wrażenie będą mieli użytkownicy Archiwum – zarówno badacze, jak i tzw. zwykli oglądający. Badacze (ale także dziennikarze zajmujący się tematyką społeczną), którzy będą z niego korzystać, będą mogli też sprawdzić, jak dana tematyka była opisywana, analizować, projektować nowe badania. Udostępniamy przy okazji konkretne narzędzia badawcze, oferujemy duże zaplecze merytoryczne. Ogromne pole do popisu mają dydaktycy. Wyjątkowo cenne w mojej pracy dydaktycznej okazuje się korzystanie z pamiętników, które znajdują się w Archiwum, i praca nad nimi wraz ze studentami. W związku z tym stworzyliśmy kilka scenariuszy zajęć, które pomogą ten materiał konsumować w sensie edukacyjnym. Pracujemy nad tymi materiałami. W przyszłym roku zamierzamy wydać trzy książki, w których pokazujemy między innymi, jak wykorzystywać dokumenty umieszczone w Archiwum. Z kolei zwykły użytkownik, nawet jeśli nie będzie samodzielnie wykonywał analiz, dostanie fascynującą lekturę. Będzie mógł zapoznać się z materiałami, o których rzadko w ogóle się wie, że istnieją. Archiwum jest więc przeznaczone dla wszystkich zainteresowanych codziennością w aspekcie historycznym i nie tylko. Można już dziś wysnuwać wnioski na podstawie tych materiałów? Można. Pierwszy przykład wiąże się mocno ze współczesnością. W 2017 r. ogłosiliśmy konkurs pamiętnikarski, którego celem było wytworzenie nowych materiałów związanych z tematyką gościnności na polskiej wsi. Dzięki nowo powstałym relacjom i porównaniu ich z dawnymi dokumentami możemy np. pokazać znaczenie więzi rodzinnych, w jaki sposób przebiegał kiedyś i przebiega dziś proces przyjmowania gościa i jak zmienia się postawa bycia gospodarzem. Moim ulubionym, szalenie romantycznym tematem jest wspomniana już miłość, tak mocno wszak wpisana w ludzkie życie. W bardzo wielu pamiętnikach obecne są wątki miłosne, romansowe, rozczarowania uczuciowe, dramaty. Warto zwrócić uwagę, w jaki sposób miłość jest w nich metaforyzowana, jak się ją opisuje, jak się robiło to kiedyś, a jak dziś. Możemy obserwować miłość żołnierzy, różnice zachodzące w pojmowaniu miłości w różnych grupach społecznych, sprawdzać, jakie było nastawienie do ślubu u mieszkańców różnych rejonów Polski, czy jak wyglądała kwestia kontaktów cielesnych przed ślubem. Zdigitalizowaliśmy np. ankietę z 1969 r., w której badani odpowiadali na pytania o seks przed ślubem – da się znaleźć w niej bardzo dużo wątków, które dziś moglibyśmy nazwać wręcz wywrotowymi, bardzo feministycznymi, naznaczonymi emancypacją kobiet. A to tylko wierzchołek góry lodowej, pierwsze z brzegu przykłady! Czy w takim razie Archiwum może wpłynąć na naszą obecną codzienność? Można wykorzystywać obecne w nim wątki w debacie publicznej? Skoro już od tak dawna w społeczeństwie pojawiają się postawy mocno feministyczne, to może dzięki takiemu kontekstowi łatwiej je przedstawiać także dziś jako coś, co nie jest żadnym nowoczesnym „wymysłem”? Ten materiał ma oczywiście ogromy potencjał interpretacyjny, a także perswazyjny. Na pewno można go wykorzystać w debacie publicznej. Takich wątków jest więcej – np. przemoc domowa, wielokrotnie opisywana. Pod tym kątem dokumenty w Archiwum są niezwykłe, w końcu wciąż borykamy się z tym problemem i mam poczucie, że będzie on obecny w społeczeństwie jeszcze bardzo długo, jeśli nie zawsze. Każdy może zgłębić ten bardzo trudny problem społeczny, zobaczyć, w jaki sposób się o tym pisze, ale też zwrócić uwagę na to, o czym się nie pisze. To też jest bardzo ważne. W zbiorach liczy się nie tylko to, co można w nich znaleźć, ale również to, czego w nich nie ma, co jest świadomie przez autorów przemilczane. Można to wynajdować i potem zajmować się tym, co do tej pory znajdowało się gdzieś w ukryciu. Jeśli do tego zainspiruje badaczy Archiwum, będzie to jego ważnym sukcesem. ROZMAWIAŁ JĘDRZEJ DUDKIEWICZ *** Archiwum Badań nad Życiem Codziennym to projekt finansowany przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego w ramach Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki w latach 2014–2019. Projekt jest prowadzony w Instytucie Socjologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza pod kierunkiem prof. Marka Krajewskiego. Dokładne informacje o Archiwum, zespole badawczym i prowadzonych badaniach można znaleźć na stronie Dr Bogna Kietlińska – socjolog, historyk sztuki, pracuje jako adiunkt w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. Jej zainteresowania naukowe obejmują zagadnienia związane z socjologią teatru, socjologią i antropologią miasta, badaniami wizualnymi oraz etnografią wielozmysłową. Specjalizuje się w metodologii badań jakościowych. Uczestniczka wielu polskich i zagranicznych konferencji. Współautorka i współredaktorka książki Katedry Metod Badania Kultury „Praktyki badawcze”.
Na łamach Dziennika odnajdujemy przede wszystkim zapis emocji, obaw i nadziei oraz problemów i dylematów dnia codziennego, które dotyczyły nie tylko dziesiątek tysięcy mieszkańców Torunia, ale setek tysięcy, jeżeli nie milionów Polaków w czasie okupacji, zwłaszcza na ziemiach wcielonych do Rzeszy. W innych typach źródeł są to
Polscy żołnierze wyruszyli z misją na terytorium Bałkanów w 1992 r. Stacjonują tam do dziś Choć misja miała charakter pokojowy, okazała się wielkim wyzwaniem Co zobaczyli, gdy się już tam pojawili? Przede wszystkim pustkę i grobową ciszę. Spalone i opuszczone domy, wyludnione wioski i przygaszone życie w miasteczkach Rok 1992 – to właśnie wtedy polscy żołnierze wyruszyli z misją na terytorium byłej Jugosławii. I są tam do dziś, choć już w dużo mniejszej liczbie niż przed laty. O jednym z epizodów tej misji, służbie w ramach sił IFOR w Bośni, Władysław Pasikowski nakręcił nawet film fabularny – "Demony wojny według Goi". Warto jednak przypomnieć prawdziwą, nie fabularną opowieść o tamtych wydarzeniach. Bo tam, na Bałkanach rodziło się nowe oblicze Wojska Polskiego. Choć misja od początku miała mieć charakter pokojowy, to wcale nie znaczy, że polscy żołnierze jechali tam prawie jak na wycieczkę. Owszem, od chwili zakończenia II wojny światowej, Polska uczestniczyła w wielu interwencjach – począwszy od misji na Półwyspie Koreańskim już w 1953 roku. Ale obecność na terenie byłej Jugosławii okazała się nie lada wyzwaniem. Dlaczego? Bo to nie była pierwsza zagraniczna misja polskiej armii po wojnie, ale pierwsza operacyjna i o tak szerokiej skali obowiązków. "Wcześniejsze wyjazdy miały charakter obserwacyjny lub logistyczny. W Jugosławii nasi żołnierze wystawiali i obsadzali posterunki, patrolowali rejony swoich działań, rozminowywali kraj, współdziałali z miejscowymi cywilami, władzami, armią i policją" – rozpoczyna swoją opowieść o tamtych wydarzeniach płk Grzegorz Kaliciak, autor książki "Bałkany. Raport z polskich misji". To właśnie on, w kwietniu 2004 roku, podczas służby na misji w Iraku, był dowódcą obrony ratusza w Karbali. Przez lata jej kulisy pozostawały owiane tajemnicą. Dziś często nazywa się tę potyczkę mianem "największą bitwą stoczoną przez polską armię po II wojnie światowej". Teraz Kaliciak wraca do misji, które są w cieniu wydarzeń z Iraku czy Afganistanu. Armia na dorobku "Początek lat dziewięćdziesiątych XX wieku nie był dla armii polskiej czasem łatwym. Były to ostatnie lata obowiązkowej służby wojskowej. A służba zasadnicza kojarzyła się często bardzo źle. Historie o fali powodowały, że sporo młodych chłopaków robiło wszystko, by uniknąć bardzo długiego, bo osiemnastomiesięcznego pobytu w jednostce. Metody zarządzania i kierowania ludźmi bywały mało skuteczne. Zdarzało się, że dyscyplina wśród rekrutów była utrzymywana tylko strachem. Wyposażenie budynków wojskowych i ich stan, a szczególnie poziom sanitarny, nie były – oględnie mówiąc – najlepsze. O jakości żołnierskiego jedzenia krążyły legendy" – pisze dalej. Jak dodaje, w armii nie tylko brakowało pieniędzy i sprzętu. Musiała ona się zmierzyć z jeszcze innym, poważnym problemem – alkoholem w jej szeregach. Lata osiemdziesiąte to czas zapaści gospodarczej. Państwo, które stało na skraju bankructwa, miało wiele pilniejszych wydatków niż wojsko. Mimo tych problemów polska armia nie odmówiła, gdy została poproszona o pomoc – mieli przywrócić spokój i pomóc mieszkańcom wrócić do normalnego życia po krwawej wojnie domowej. Warto przypomnieć, że to nie tylko Polacy wkraczali na terytorium Bałkanów z problemami w szeregach swoich sił zbrojnych. Kaliciak zwraca uwagę, że to było wyzwanie nie tylko dla naszych żołnierzy. Międzynarodowa interwencja w byłej Jugosławii była dla wielu armii europejskich pierwszą od wielu dekad dużą operacją w warunkach wojennych i powojennych. Sytuacja na Bałkanach wymagała szybkich działań i po prostu nie było czasu, by przygotować młodych ludzi na to, co zastaną. A co zobaczyli, gdy się już tam pojawili? Przede wszystkim pustkę i właściwie grobową ciszę. Spalone i opuszczone domy, wyludnione wioski i przygaszone życie w miasteczkach. Tę ciszę przerywały od czasu do czasu odgłosy wybuchów, strzały. A potem na horyzoncie pojawiały się tabuny wynędzniałych ludzi, starców i dzieci przechodzących przez wymarłe okolice. Takie widoki musiały robić wrażenie na żołnierzach. "Złowroga atmosfera wpływała na psychikę młodych, niedoświadczonych żołnierzy. Nie wytrzymywali. W armii nie było na etatach psychologów i często jedyną pomoc ofiarował doktor z Finlandii, czyli wódka. Należy zaznaczyć, że trudności nie dotykały jedynie polskich żołnierzy" – czytamy dalej w książce "Bałkany. Raport z polskich misji". Okładka książki Grzegorza Kaliciaka Saperzy – pierwsi do akcji Największe wrażenie w książce płk. Kaliciaka robią wspomnienia polskich saperów. To oni jako pierwsi pojechali na terytorium byłej Jugosławii. Opowiadane przez nich historie pokazują wszystkie trudy tej misji – a państwo polskie podjęło się zadania ambitnego jak na swoje ówczesne możliwości. Jeden z nich, starszy chorąży sztabowy Dariusz Zuchowicz, wspomina, że stan tamtejszych dróg był fatalny, a to oznaczało, że wyjątkowo łatwo było na nich zakładać ładunki wybuchowe. Realne zagrożenie życia czaiło się więc dosłownie za każdym kamieniem. Co więcej, wśród ludności cywilnej była masa broni. Jak opowiada dalej, tylko jednego dnia zebrali aż dwie tony materiału wybuchowego. "To pokazuje, dlaczego ta wojna była tak krwawa. Ludność cywilna nie mogła czuć się bezpiecznie" – kwituje. Szybko okazało się, że pod wpływem doświadczeń z Bałkanów nasza armia musi się zacząć zmieniać. Stawką było życie żołnierzy. Po licznych meldunkach, do polskiego kontyngentu zaczął trafiać wreszcie nowy sprzęt. Saperzy, których wspomnienia pojawiły się w książce "Bałkany. Raport z polskich misji", są zgodni – największy wpływ na wszystkich miała śmierć ich dwóch kolegów: kapitana Witolda Kowalczyka i chorążego Wiesława Kucińskiego. "To był szok dla wszystkich. Wypadek, śmierć. Wydawało się to bez sensu, niepotrzebne. Życie zmarnowane bez powodu. Bo jakie znaczenie miała ta śmierć dla misji w Jugosławii? Niektórzy mogą powiedzieć, że nie miała żadnego. Ale to nieprawda. Zmieniła wszystko. Nie poszła na marne. Młodzi żołnierze zrozumieli powagę sytuacji. Zaczęli bardziej dbać o kolegów, czuć odpowiedzialność za nich. Stali się życzliwsi. Atmosfera zrobiła się przyjaźniejsza, ludzie wiedzieli, że mogą na siebie liczyć. Stali się drużyną. I potem mało kto myślał, żeby służbę kończyć na bieżącej turze" – wspomina Zuchowicz. Inny z uczestników tamtej misji, starszy szeregowy Tomasz Nehring, zwraca uwagę na jeszcze inną rzecz – jak służba w takich warunkach wpłynęła na samych żołnierzy. Bo wbrew nazwie, ta misja wcale nie była tak do końca pokojowa i obserwacyjna. "Pobyt na misji miał swoje skutki, takie czy inne. Były awantury w związkach, alkohol, odejścia, rozwody. Jestem po rozwodzie i drugi raz żonaty. Może to zwyczajne wydarzenia w życiu ludzi, ale tu, w jugosłowiańskim gronie wydają mi się częstsze. Była próba samobójcza kolegi. Sam sporo lat po powrocie unikałem trawy i miękkiego terenu. Wiedziałem, że nic mi tu nie grozi, ale nie lubiłem trawy i krzaków. Teraz to już minęło, ale i tak łapię się na tym, że gapię się w ziemię, gdy idę z psem na spacer" – czytamy. Jak te misje zmieniły nasze wojsko? Bałkańskie misje naprawdę odmieniły naszą armię. Bo zmieniło się nie tylko podejście do dyscypliny, sposobu dowodzenia czy konieczności zakupu nowego sprzętu. Pułkownik Kaliciak mocno podkreśla wagę innej zmiany – dziś wojsko nie wysyła sił ot tak po prostu, z marszu i bez przygotowania. Obecnie to bardzo złożony i długotrwały proces. Nie zdarza się już, by na misję armia wysłała kogoś, kto dopiero co pojawił się w jej szeregach. Co więcej, pojawiło się w niej miejsce dla takich osób jak Kamil Kuć – to ekspert kulturowy ds. Bałkanów. Takie osoby jak on odpowiadają dziś za pakiet zagadnień, który nazywany jest cultural intelligence albo szkoleniem z zakresu kompetencji miękkich. "Moja rola w całym procesie polega na tym, by zapoznać żołnierzy kontyngentu ze specyfiką regionu. Historia, polityka, język, religia, kultura, zwyczaje, życie codzienne – to tematy, które poruszamy na zajęciach. Moje zadanie numer dwa to aktualizacja wiedzy żołnierzy i tego, co jest w materiałach przygotowujących do misji. Wreszcie trzecia sprawa to rozwijanie metod szkoleniowych, tak by żołnierze poznali sposób myślenia miejscowych ludzi ze zwaśnionych grup, a nawet potrafili się postawić w ich sytuacji" – opisuje swoją pracę pracownik Akademii Sztuki Wojennej. "Żołnierze muszą pamiętać, że ludzie na Bałkanach reagują bardzo emocjonalnie. Powinni być świadomi, że każdy może mieć broń, że miejscowi potrafią się nią posługiwać. Szczególnie w Kosowie. Tu jest nawet moda na typ gangsterski. Pistolet dodaje młodemu chłopakowi powagi. (...) Uczymy żołnierzy, by unikali drażliwych tematów. Czystek, zbrodni wojennych, nazwisk ludzi z tym związanych. Ale zachęcamy, by o historii umiejętnie rozmawiali" – dodaje. "Niestety niektóre z tych błędów zostały powtórzone później w Iraku – wtedy także źle wyposażono żołnierzy polskiego kontyngentu. To najbardziej boli. Bo uczenie się poprzez działanie, czyli jak mówią Amerykanie »learning by doing«, to wartościowa i skuteczna forma edukacji" – podsumowuje autor książki. "Ale nieuczenie się na błędach obnaża poważne problemy. Armia widocznie potrzebowała dużo czasu, by stać się tym, czym jest dzisiaj. Czy jest już supersprawną, nowoczesną machiną? Modernizacja wciąż trwa, ale wiele spraw, które poruszono w książce, w tym kwestia zamieszania wokół śmierci saperów i problemów rodzin – z zadowoleniem stwierdzam – dziś rozstrzygano by inaczej. Stworzono rozwiązania systemowe, nie doraźne" – dodaje. Co więcej, pierwsze wypadki śmiertelne żołnierzy na misjach po 1989 roku ewidentnie zaskoczyły administrację wojskową i państwową. Czy wojsko wyciągnęło wnioski z takich sytuacji? Kaliciak przypomina, że blisko ćwierć wieku temu wdowy po zmarłych saperach były pozostawione same sobie. Dziś, jego zdaniem, taka sytuacja nie miałaby miejsca. Sprawy organizacji wypłaty odszkodowań i rent także się od tego czasu zmieniły. Czy więc misje bałkańskie należy oceniać w kategorii sukcesu? Zdaniem Grzegorza Kaliciaka, jak najbardziej tak. Jak przekonuje, mimo tragedii, które rozegrały się choćby w obecności sił UNPROFOR-u, to nie obciążają one żołnierzy w błękitnych hełmach. "Oni działali zgodnie z prawem. Mandat dla tych sił został ustanowiony przez społeczność międzynarodową. Nikt wtedy nie przypuszczał, że pod koniec XX wieku w Europie ponownie może nastąpić sytuacja, w której wojska cywilizowanych narodów otoczą wioskę czy miasteczko, wyprowadzą z niej mężczyzn i chłopców do lasu i tam rozstrzelają" – przekonuje. W tekście wykorzystano, dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarne, fragmenty książki Grzegorza Kaliciaka "Bałkany. Raport z polskich misji". Swoją premierę miała ona na początku maja. (pm)
Teksty, które zmieniły życie Polaków: Andrzeju 143K views, 1.1K likes, 38 loves, 103 comments, 856 shares, Facebook Watch Videos from Lubisz się śmiać? Teksty, które zmieniły życie Polaków: Andrzeju nie denerwuj się
Najlepsza odpowiedź liefde odpowiedział(a) o 20:51: ''Polaków nie zdobywa się groźbą, tylko sercem.''Stefan Wyszyński''Polacy, mimo męstwa, naród płochy, wytrwałości nie ma, zabawę woli niż pracę... Fantazji dużo, ale gdy się na słowa wyczerpią, do czynu ochoty i siły brak.'' Stefan Batory''Niech żyje Polak, jedyny obrońca Maryi!''Adam Mickiewicz''Dla moich Polaków nie ma rzeczy niemożliwych.'' Napoleon Bonaparte''Polacy są zbyt inteligentni jak na swe położenie geograficzne.'' Jarosław Iwaszkiewicz''Gdy Polacy będa umieć siebie samych cenić w domu, będą ich cenić i za granicą.'' Stanisław Staszic''Dajcie Polakom rządzić a sami się wykończą. ''Otto von Bismarck''Dla Polaków można zrobić wszystko, z Polakami nic.''Aleksander Wielopolski''Mało jest zalet, których by Polacy nie mieli, i mało błędów, których udałoby im się uniknąć.''Winston Churchill''Polacy ci Francuzi Północy'' François-René de Chateaubriand''Polacy mają znakomitą opinię, bo pracują dobrze i szybko. Jedno jest pewne – jeśli ma się remont, trzeba dzwonić do nich. '' Norman Davies''Polacy są z żelaza. Trzeba ich uderzyć młotem, aby się rozgrzali. '' Aleksander Świętochowski''Znam tylko dwa typy Polaków: tych, którzy się zbuntowali przeciwko mnie, i tych którzy pozostali mi wierni – jednych nienawidzę, drugimi gardzę''Mikołaj I Romanow''Zostawcie to Polakom. Dla nich nie ma nic niemożliwego.'' Napoleon Bonaparte Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 19:48 "Naród wspaniały tylko ludzie to k*rwy" "Polacy są narodem idiotów.""Polacy okazali się kamieniem pleśnią pokrytym, a nie ładunkiem dynamitu.""Polacy chcą niepodległości, lecz pragnęliby, aby ta niepodległość kosztowała dwa grosze i dwie krople krwi – a niepodległość jest dobrem nie tylko cennym, ale i bardzo kosztownym.""Naród, który nie szanuje swej przeszłości nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości.""Jednym z przekleństw naszego życia, jednym z przekleństw naszego budownictwa państwowego jest to, żeśmy się podzielili na kilka rodzajów Polaków, że mówimy jednym polskim językiem, a inaczej nawet słowa polskie rozumiemy, żeśmy wychowali wśród siebie Polaków różnych gatunków, Polaków z trudnością się porozumiewających, Polaków tak przyzwyczajonych do życia według obcych szablonów, według obcych narzuconych sposobów życia i metod postępowania, żeśmy prawie za swoje je uznali, że wyrzec się ich z trudnością możemy. (…) czeka nas pod tym względem wielki wysiłek, na który my wszyscy, nowoczesne pokolenie, zdobyć się musimy, jeżeli chcemy zabezpieczyć następnym pokoleniom łatwe życie, jeżeli chcemy obrócić tak daleko koło historii, aby wielka Rzeczpospolita Polska była największą potęga nie tylko wojenną, lecz także kulturalną na całym wschodzie."Wszystkie cytaty są rzecz jasna Józefa Piłsudskiego. blocked odpowiedział(a) o 11:25 Polaków nie zdobywa się groźbą, tylko sercem. Stefan moich Polaków nie ma rzeczy niemożliwych. Napoleon są zbyt inteligentni jak na swe położenie geograficzne. Jarosław Polacy będa umieć siebie samych cenić w domu, będą ich cenić i za granicą. Stanisław Polakom rządzić a sami się wykończą. Otto von jest zalet, których by Polacy nie mieli, i mało błędów, których udałoby im się uniknąć. Winston są najbardziej inteligentnym narodem ze wszystkich, z którymi spotkali się Niemcy podczas tej wojny w Europie. Adolf takich chwilach wszyscy jesteśmy Polakami. Barack Obama. ''Polska to jest duży kraj, który potrzebuje więcej meneli a nie nowych dróg. Polacy to menele i niech inne kraje się ich boją i nie zawstydzają naszego kraju. " Uważasz, że ktoś się myli? lub
Kiler-ów 2-ch - kto tu jest debeściak??? :D :D :D Polub Lubisz się śmiać? Teksty, które zmieniły życie Polaków aby nie przegapić kolejnych filmików!
1. „Kiler-ów 2-óch” 2. „13 Posterunek”. 3. Job – czyli ostatnia szara komórka – „O! Nowe buty ojcze, zamszowe?” . 4. „Nie zdała pani” 5. „Bunkrów nie ma, ale i tak jest zajebiście.” 6. Skrzydlate świnie – Pan Edziu Reklama7. „Weź dwie…” 8. „My jesteśmy młode wilki…” 9. „To nie są leszcze Stefan…” 10. Poranek Kojota – Szczoteczki do zębów. 11. „A taki był ładny…” 12. „Mają rozmach…” 13. „Cycki se usmaż!” 14. „Gdzie mi z tym szprajem gamoniu!” 15. „Kur*a no nie…” 16. „Co to kur*a jest świerzop?” 17. „Jak jeździsz ty…” 18. „Widzę, że znasz bardzo wpływowych ludzi.” 19. „No właśnie! Kim ty w ogóle kur*a jesteś pajacu?” 20. Killer – „Co pokazałeś?” 21. Poranek Kojota – „Coś wam się chyba w głowach…” 22. Chłopaki nie płaczą – Jeżozwierz. 23. „Pierdolę, nie jadę.” 24. Chłopaki nie płaczą – „Gliny za nami jadą!” 25. Dzień świra – „Weź się tato.” 26. „Lej te cole!” 27. Poranek Kojota – „W czym wam mogę pomóc…” 28. „Dlaczego wyjadasz mi frytki?” 29. „Co lubię w życiu robić…” 30. Poranek Kojota – „Głód emocjonalnego związku.” 31. „Nie twoja sprawa bambo.” Reklama
Teksty, które zmieniły życie Polaków on Facebook. Log In. or. Create new account. See more of Lubisz się śmiać? Teksty, które zmieniły życie Polaków on
Słowa potrafią ranić i zagrzewać do walki, mogą zabić, ale też dać nadzieję. W polityce i historii narodów słowa miały i mają wielką moc sprawczą. Ta książka składa się ze słów w naszych dziejach najważniejszych. Ze słów, rzuconych w przemowie, odezwie czy kazaniu, które mimo ulotnego charakteru przeobraziły i odmieniły na zawsze „oblicze tej ziemi”. Wybraliśmy 32 teksty źródłowe. Wraz z profesjonalnymi komentarzami współczesnych historyków tworzą one przewodnik po meandrach dziejów Polski. Warto, zwłaszcza w jubileuszowym roku obchodów 100-lecia niepodległości, poznać, jakie słowa miały i mają dla nas doniosłe znaczenie. I kto te słowa wypowiedział. Wydawnictwo Dolnośląskie 2018, ISBN: 9788327154231, 224 s., oprawa miękka Książka ISBN: 9788327154231
Teksty, które zmieniły życie Polaków aby nie przegapić kolejnych filmików! Kiler - kudłaty :D :D :D Polub Lubisz się śmiać? @Teksty, Lubisz się śmiać?
Jak wynika z badania ilościowego przeprowadzonego przez SW Research, około 45 proc. Polaków uważa, że zakaz handlu w niedzielę utrudnia prowadzenie biznesu małym przedsiębiorcom. Natomiast opinie przedsiębiorców wyrażane w wywiadach Danae pokazują, że zmiana liczby klientów i konsekwencje z tym związane pozostają w ścisłym związku z lokalizacją punktu handlowego czy usługowego. Na utratę części klientów, a tym samym obniżenie przychodów, wskazują głównie ci przedsiębiorcy, których lokale znajdują się w centrach handlowych. Przedsiębiorcy zgodnie uznali, że w efekcie wprowadzenia i zwiększenia liczby niedziel wolnych od handlu najbardziej poszkodowani zostali właśnie najemcy mniejszych stoisk/wysp/lokali gastronomicznych w centrach handlowych. Z ich obserwacji wynika, że choć część klientów niedzielnych odwiedza obecnie galerie w soboty, to często ich wizyty przebiegają bardziej pospiesznie niż to miało miejsce wcześniej w niedziele, przychodzą w konkretnym celu i nie korzystają tak chętnie z dodatkowych zakupów czy konsumpcji. Strat nie wyrównują nawet wydłużone godziny pracy w inne dni. - Sobota tego nie rekompensuje. Ta histeria (pospiesznych zakupów – przyp.) przesuwa się na Biedronkę lub Lidla, inne miejsca niż te nasze małe sklepy – twierdzi przedsiębiorca ze sklepu spożywczego. Badani są przede wszystkim nastawieni na samodzielność, podmiotowość i działanie, a także sprzeciwiają się ingerowaniu państwa w ich działalność, a tak właśnie wielu z nich postrzega ograniczanie handlu w niedziele. - Nie pracowałam w markecie, ale wolałabym pójść w niedzielę do pracy i mieć wolne w tygodniu, odebrać dziecko ze szkoły wcześniej i odrobić z nim na spokojnie lekcje – mówi właścicielka salonu kosmetycznego. - Ta prorodzinna niedziela wygląda tak, że korzystają z nich tylko rodzice z małymi dziećmi, ale starszych już nie widać – dodaje. Badani wskazywali, że każdy człowiek sam powinien móc zdecydować, w jaki sposób spędzi niedzielę i jeżeli chce spędzić ten dzień na zakupach, to powinien mieć taką możliwość. Niektórzy proponowali referendum. Inni podkreślali, że wspólne robienie zakupów i wspólna rozrywka czy posiłki w lokalach może być również integrujące dla rodziny. Na pytanie, jakie zmiany wprowadził zakaz handlu w życiu rodzinnym, szefowa biura podróży odpowiada: - Wprowadził chaos, bo wydaje się, że tego czasu mam więcej, a de facto wcale go nie mam, bo muszę się bardzo starać, żeby zrobić wszystkie obowiązki w niedzielę i połączyć to z czasem dla rodziny. Zaburzył też tę harmonię przychodów w biznesie. Jest dopiero kwiecień, więc za szybko, żeby to ocenić w skali roku, ale trochę się obawiam jak to będzie wyglądało w kolejnych miesiącach. Czuję mniejszą stabilność w tym momencie. Matki zatrudnione w firmach, szczególnie w handlu, mają różne spojrzenia na wprowadzenie wolnych niedziel. Dla części z nich jest to szansa na wspólne spędzenie czasu z bliskimi, posiadanie go wtedy, kiedy i reszta rodziny, co umożliwia całodzienne wycieczki czy wyjścia na różne uroczystości, które zazwyczaj odbywają się w niedzielę. Jednak nawet gdy deklarowały, że nie lubią chodzić w niedzielę do galerii handlowej, to przyznawały, że zdarzało im się to robić, np. na prośbę dzieci. Inne matki zauważają, że wprowadzając niehandlowe niedziele, odebrano im możliwość spędzenia czasu w taki sposób, w jaki dotychczas lubiły ją spędzać – wybierając się na rodzinne zakupy, na które w tygodniu nie ma czasu, często połączone z wizytą w restauracji, czy w kinie. Na przykład pani Anna, pracująca na stacji benzynowej zauważa różnicę między pracą w niedzielę a w inne dni: - W tygodniu klienci przyjeżdżają i chcą być obsłużeni szybko, natomiast w weekendy przychodzą bardziej na kawę, posiedzieć. W tygodniu często ludzie umawiają się na jakieś spotkania, natomiast w weekendy przychodzą rodzice z dziećmi, bo np. jadą na rowerze i zatrzymują się po wodę. Nie ma takiego napięcia. Niektórym matkom pracującym w niedzielę zmiany wręcz utrudniły organizację życia rodzinnego. Dla części z nich oznacza to większą troskę o zapewnienie opieki nad dziećmi w tygodniu, co jest jeszcze trudniejsze, jeśli obydwoje rodziców pracuje w trybie zmianowym. Pani Monika (pracująca w handlu) mówi: - Mam koleżankę w pracy, która chciałaby pracować w niedzielę, bo teraz muszą wszyscy razem siedzieć z dzieckiem, a tak to mogliby się wymieniać i łatwiej byłoby im pogodzić opiekę nad dziećmi. Łatwiej im było żonglować tą opieką, bo jedno pracowało w jeden weekend, drugie w drugi i ta opieka zawsze była.
Lubisz się śmiać? Teksty, które zmieniły życie Polaków. 77,568 likes · 95 talking about this. Jeżeli lubisz się śmiać to ta strona jest dla Ciebie :)
Wynalazki Polaków, które wpłynęły na bieg historii 19 lut 21 09:20 Polska nie przodowała w wynalazczości, co nie oznacza, że Polacy nie mają na swoim koncie wynalazków, które znacząco wpłynęły na świat. Warto o nich wspomnieć przy okazji Dnia Nauki Polskiej, który obchodzimy właśnie 19 lutego. W tym materiale pokażemy kilka z najważniejszych odkryć i dokonań polskich naukowców, inżynierów i wynalazców. 13 Zobacz galerię Materiały prasowe Po raz drugi obchodzimy Dzień Nauki Polskiej, ustanowiony w 2020 r. Jako datę tego święta wyznaczono dzień urodzin Mikołaja Kopernika - 19 lutego - w uznaniu jego wybitnych zasług na polu astronomii. Dzień Nauki Polskiej, jak podaje Ministerstwo Edukacji i Nauki - ma stanowić inspirację do pójścia w ślady polskich badaczy i wzmocnienia zainteresowania nauką. A jakie wynalazki Polaków miały wpływ na kształt świata? Przyglądamy się. /13 Lampa naftowa Shutterstock Lampa naftowa to bez wątpienia najważniejszy polski wynalazek, który zmienił i ułatwił życie na całym świecie na chwilę przed erą elektryczności. W 1853 roku polski farmaceuta Ignacy Łukasiewicz opracował model lampy zasilanej naftą, która paliła się znacznie dłużej, niż dotychczas stosowane lampy na różne rodzaje paliw, czy popularne jeszcze wtedy świece. W 1854 w miejscowości Gorlice zapłonęła pierwsza lampa naftowa, której był twórcą. W tym samym roku Łukasiewicz otworzył również pierwszą na świecie kopalnię ropy, co tylko przypieczętowało jego pozycję czołowego polskiego innowatora. /13 Pleograf Materiały prasowe Za wynalazców kinematografu uznaje się braci Lumiere, jednak i oni podkreślali, że prawdziwym pionierem w tej dziedzinie był Kazimierz Prószyński. Opracował on przenośną automatyczną kamerę, która wykorzystywała sprężone powietrze do napędu mechanizmu przesuwu taśmy filmowej. 14 lat wcześniej w 1894 roku skonstruował pleograf, aparat kinematograficzny służący jednocześnie do rejestracji materiału filmowego oraz jego projekcji. Pleograf rejestrował zdjęcia na kliszy fotograficznej, a jednocześnie działał jako rzutnik do wyświetlania ich w postaci ruchomych obrazów. Pierwsze projekcje pleografu miały jednak problemy z odpowiednią synchronizacją przesuwu taśmy. Prószyński usunął ten problem w udoskonalonej wersji urządzenia o nazwie biopleograf w 1899 roku. Wynalazca stworzył za pomocą swoich wynalazków pierwsze polskie filmy, w tym "Powrót birbanta" i "Przygodę dorożkarza", oba z 1902 roku . /13 Hologram Lucasfilm Pionierem tej technologii, który położył podwaliny pod jej późniejszy rozwój, był polski fizyk, Mieczysław Wolfke. Naukowiec o bardzo ekscentrycznym usposobieniu, które jednak w jego przypadku było zaletą. Podstawy holografii Wolfke sformułował jeszcze w 1920 roku w pracy „Über die Möglichkeit der optischen Abbildung von Molekulargittern” („O możliwości obrazowania optycznego siatek molekularnych”). Pierwszy hologram 3D powstał dopiero w 1962 roku, po wynalezieniu lasera. Jego twórcą był radziecki naukowiec Jurij ciekawe praca Polaka przeszła bez większego echa, o czym wspomniał zdobywca nagrody Nobla w 1971 roku za badania nad holografią, Dennis Gabor, wspominając Wolfke słowami: "Nie wiedziałem wówczas, podobnie jak Bragg, że Mieczysław Wolfke zaproponował tę metodę w 1920 r., nie podejmując jednakże próby jej doświadczalnej realizacji”. /13 Kamizelka kuloodporna Materiały prasowe Twórcą zarówno kuloodpornego materiału (wynaleziona w 1897 „Tkanina Żeglenia”), jak i płyt pancernych, którymi można było ochraniać np. pojazdy, był polski zakonnik ze Zgromadzenia Zmartwychwstańców, Kazimierz Żegleń. Swoje wynalazki Żegleń opracowywał w Stanach Zjednoczonych, gdzie wyjechał w 1890 roku, mając 21 lat. Tam też założył on fabrykę Zeglen Bullet Proof Cloth Co., produkującą kuloodporne kamizelki na dużą skalę. Pierwsze kamizelki kuloodporne tkane były z jedwabiu, najbardziej wytrzymałego materiału (z którego można wykonać ubrania) w tamtych czasach. Żegleń impregnował następnie kilkunastowarstwową nawet kamizelkę substancją własnej roboty. /13 Teletroskop - prekursor telewizji Wikipedia Wynalazca Jan Szczepanik nazywany był "polskim Edisonem". Nie dziwi to, gdy spojrzymy na listę jego wynalazków, powiązanych - podobnie, jak u Edisona - z przesyłaniem obrazu, dźwięku i elektryczności. Jednym z najważniejszych wynalazków, dających podwaliny pod późniejszy rozwój telewizji, był teletroskop, a więc urządzenie wykorzystujące przełomową technologię rozbijania obrazu na punkty i przesyłania ich właśnie w takiej formie, by następnie wyświetlić je, punkt po punkcie, w innym miejscu. Dokładnie tak działała następnie telewizja i wyświetlanie obrazu na ekranach. Co ważne, teletroskop przesyłał zarówno kolorowy obraz, jak i dźwięk. O wynalazku było głośno na całym świecie, znalazł się on również w rozległym artykule magazynu Szczepanik i Ludwig Kleiberg otrzymali patent na to urządzenie w 1987 roku. Na zdjęciu widać rekonstrukcję urządzenia - ekran, który wyświetlał obraz "transmitowany" z oddalonego o kilkanaście metrów źródła. /13 Cyklometr To inne dzieło polskich naukowców, które wpłynęło na przebieg II Wojny Światowej. Jego historia zaczęła się jednak już dużo wcześniej, w latach 30-tych, gdy Marian Rejewski opracował urządzenie automatyzujące obliczenia wspomagające łamanie kodu Enigmy. Pierwszy raz depeszę zakodowaną z pomocą Enigmy udało się rozszyfrować w 1932 roku. Z czasem usprawniano zarówno metodologię odczytywania, jak i kodowania informacji. W momencie, gdy Niemcy zmieniali kodujący Enigmę walec, przygotowanie koniecznego do rozkodowania katalogu charakterystyk trwało ponad rok. Po tym czasie możliwe było dekodowanie informacji w czasie poniżej 20 minut. /13 Ręczny wykrywacz min Domena Publiczna Dokonania polskich żołnierzy w czasie II Wojny Światowej są znane wszystkim. Jednak na polu walki przydał się nie tylko ich zapał, ale również polska myśl techniczna. Dzięki pracom inżyniera Józefa Kosackiego, który wykorzystał rozpoczęte jeszcze przed wojną w Wytwórni Radiotechnicznej AVA prace, udało się skonstruować wykrywacz min. Stworzony przez Kosackiego prototyp wykrywacza zdobył uznanie Brytyjczyków i wszedł w skład wyposażenia tamtejszej armii. Urządzenie przyczyniło się do zwycięstwa w drugiej bitwie pod El Alamein, w Północnej Afryce. W trakcie wojny wyprodukowano ponad 100 tysięcy wykrywaczy według pierwszej wersji polskiego projektu. W kolejnych latach powstało kilkaset tysięcy ulepszonych modeli o symbolach Mk. II, Mk. III i Mk. IV. Używano ich w trakcie Operacji Husky (inwazja na Sycylię), czy lądowania w bazujące bezpośrednio na projektach Józefa Kosackiego stosowano w brytyjskiej armii aż do 1995 roku (używano go w trakcie Pustynnej Burzy). Prototyp ręcznego wykrywacza min Kosackiego znajduje się w Wojskowym Instytucie Techniki Inżynieryjnej (WITI) we Wrocławiu. /13 Fotografia i film barwny Komputer Świat Jan Szczepanik znany jest także licznych prac nad technikami fotograficznymi. Do jego wynalazków z tej dziedziny zaliczamy między innymi system rejestracji kolorowego obrazu wykorzystujący kamerę z trzema obiektywami, nagrywającą na monochromatycznej kliszy obraz oddzielnie dla każdego koloru. Opracował on również kliszę barwną, którą prawie 30 latach udoskonaliła i wykorzystała firma Kodak. Jan Szczepanik pracował również nad konstrukcjami fotometru, jak i kolorymetru, urządzeń niezbędnych w dzisiejszej fotografii. /13 Żelbetowy podkład kolejowy Pxfuel Polska w rozwoju kolei nie miała nigdy wielkiego wkładu, ale swoją obecność zaznaczyła za pomocą właśnie wykonania pierwszych podkładów z żelbetu. Wynalazcą tego typu belek był Władysław Tryliński, który zajmował się szeroko pojętymi nawierzchniami z betonu i materiałów pochodnych. /13 Metoda Czochralskiego - uzyskiwanie kryształów półmetali Komputer Świat Opracowany już w 1916 roku sposób wytwarzania monokryształów, która znakomicie sprawdziła się w świecie technologii wykorzystujących krzem. Pomysł chemika Jana Czochralskiego nadal jest jedną z najczęściej stosowanych technik tworzenia dużych jednorodnych kryształów krzemowych z pomocą - zwykle - pieców indukcyjnych. Kryształy o grubości nawet 30 cm są potem cięte na plastry wykorzystywane jako podkład podczas wytwarzania podzespołów półprzewodnikowych. /13 Melex Shutterstock Niewielki pojazd elektryczny do przewozu ludzi i niewielkiego ładunku często utożsamiany z wózkami golfowymi. I nie bez powodu. Choć wbrew obiegowej opinii Meleksy nie były pierwszymi w swojej kategorii, to produkt Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego PZL Mielec stał się na tyle popularny, że nazwa przestała być jedynie określeniem marki, ale zaczęła funkcjonować również jako określenie konstrukcji. Melex to przykład, że polska marka może znaleźć uznanie. /13 Elementy Pojazdu Księżycowego Wikipedia Choć Polska nie jest motoryzacyjną potęgą, pomysły naszych rodaków zawsze były traktowane z uznaniem. W historii eksploracji Kosmosu zapisał się profesor Mieczysław Bekker, który na zlecenie koncernu General Motors opracował układ jezdno-napędowy dla Lunar Roving Vehicle. To jak dotąd jedyny pojazd, który woził człowieka po księżycu. Mieczysław Bekker kierował również zespołem, który zbudował księżycowy samochód. /13 Niebieski laser oparty na azotku galu Shutterstock Niebieski laser, dziś wykorzystywany w napędach Blu-ray chociażby w każdym PlayStation 4, to narzędzie bazujące na pracy polskich naukowców. Niestety, pokazuje to, że Polacy bardzo często nie potrafią zadbać i rozwinąć swojego pomysłu, sprawiając, że świat, obserwując prace, zwyczajnie naszych naukowców prześciga. Niebieski laser o znanych współcześnie właściwościach opracowano w Warszawskim Instytucie Wysokich Ciśnień PAN w 2001 roku. Udało się to dzięki wytworzeniu wyjątkowo wysokiej jakości kryształów azotku-galu. Technologia to została następnie udoskonalana przez Japończyków, którzy z pracami nad niebieskim laserem stali niemal w miejscu od lat 90.
podanymi utworami (np. wspomniane teksty cechuje duże nagromadzenie emocji, uduchowienie, znaczenie przypisywane uczuciom). 2. Nazwa i ramy czasowe epoki. a) Słowo romanus, które dało początek nazwie romantyzm, nie oznacza wcale, wbrew swej etymologii, rzymskiego spokoju i umiarkowania. Wręcz przeciwnie.
Dwudziestolecie międzywojenne Kategoria: Dwudziestolecie międzywojenne Data publikacji: Jedni mówili o tym bez wstydu, chociaż zawstydzić ich próbowano. Inni czuli się Żydami i Polakami w równym stopniu. Byli też tacy, którzy przez całe życie woleli o tym nie wspominać. Dzisiaj wszystkich ich mamy za Polaków z krwi i kości. Czy domyślasz się, kogo umieściliśmy na tej liście? 1. Jan Kiepura. Żydowski tenor, który zbeształ Göringa Miriam Neuman do Sosnowca przyjechała jako nastolatka (wraz z rodzicami ze wsi pod Radomskiem). Szybko poznała piekarza Franciszka Kiepurę i, chcąc zań wyjść, zdecydowała się na chrzest. Grała na skrzypcach i niewykluczone, że muzyczny talent syn Jan odziedziczył po niej (choć biograf pisze także o wpływie bardzo muzykalnej babki od strony Kiepurów). W szkole jego czysty i donośny śpiew rozlegał się wszędzie – jeden z gimnazjalnych kolegów wspominał arię „La donna è mobile”, wyśpiewywaną w toalecie, gdzie chodziło się na papierosa. Takie były początki światowej sławy artysty. Ale zanim Jan Kiepura zawędrował na deski wiedeńskiej Staatsoper, mediolańskiej La Scali i Metropolitan Opera w Nowym Jorku, musiał wyjechać z Sosnowca do Warszawy. A to stało się podobno pod wpływem poczciwego skrzypka, izraelity Lejbowicza, o czym Kiepura opowiedział miesięcznikowi „Muzyka” w 1936 roku, będąc u szczytu kariery. Niewykluczone, że swój wielki muzyczny talent Jan Kiepura odziedziczył po matce (źródło: domena publiczna). Lejbowicz, który słyszał improwizowane domowe śpiewy młodego Kiepury, któregoś razu powiedział mu: Jak Pana Boga kocham, to pan Jan ma ogromny talent. I opowiedział mu o Operze Warszawskiej i znanych profesorach, do których „pan Jan” koniecznie musi pojechać, bo trzeba pracować, żeby pan Jan zrobił się wielki. Kiepura wziął sobie do serca radę żydowskiego skrzypka bardziej niż obawy rodziców, którzy nie wierzyli w czekającą go karierę śpiewaka. Pochodzenie Kiepury sprawiło, że podczas II wojny światowej artysta (wówczas występujący w USA) znalazł się na niesławnej hitlerowskiej liście: „Lexikon der Juden in der Musik”. Zanim jednak Hitler podpalił Europę, w Berlinie doszło do pewnej tragikomicznej sytuacji z udziałem Kiepury. Kiepura znany był ze swojego tupetu. Przekonał się o tym również jeden z najbliższych współpracowników Adolfa Hitlera marszałek Herman Göring (źródło: Bundesarchiv; lic. CC-BY-SA Na mocy antysemickich ustaw Rzesza zajęła niemieckie rachunki bankowe należące do osób pochodzenia niearyjskiego – i na tej liście znalazł się Kiepura wraz z żoną. Oburzony artysta załatwił coś w rodzaju audiencji u samego Göringa i przy tej okazji kompletnie zbeształ niemieckiego marszałka. Prawdopodobnie po prostu nie zdawał sobie sprawy, z kim ma do czynienia. Göring podobno był tupetem tenora tak ubawiony, że nakazał odblokować konta. Zobacz również:Czy bez Polaków ludzkość poleciałaby w kosmos?Nasi Żydzi potrafili liczyć. I Polska mogła na tym zbić miliardy!Edisonowie znad Wisły. 7 Polaków, z których wynalazków korzystają wszyscy 2. Stanisław Lem. Najwybitniejszy żydowski pisarz science-fiction? Tuż po zajęciu Lwowa przez Sowietów Stanisław Lem – który dopiero co ukończył szkołę – dowiedział się, że nie może studiować na politechnice z powodów klasowych. Dla Sowietów był przedstawicielem burżuazji (jego ojciec był znanym laryngologiem, a rodzina posiadała dwie kamienice). Potem w miejsce Sowietów pojawili się Niemcy. Właściwie dopiero nazistowskiemu ustawodawstwu zawdzięczam świadomość, że w moich żyłach płynie żydowska krew – wspominał Lem. Do getta nie trafił dzięki fałszywym papierom, a przez sporą część okupacji pracował jako spawacz i mechanik w warsztatach samochodowych niemieckiej firmy zajmującej się odzyskiwaniem surowców. Przez krótki czas ukrywał zresztą w garażu znajomego Żyda. Udało mu się też wyciągnąć rodziców z hitlerowskiego obozu przejściowego na lwowskim Piasku. Po wielu latach opowiedział Władysławowi Bartoszewskiemu historię ocalenia jego ojca, doktora Samuela Lehma – nie podczas II, lecz I wojny światowej. Doktor Lehm, wzięty do rosyjskiej niewoli, był prowadzony przez bolszewików na rozstrzelanie. Trafił jednak na konwojenta, który także okazał się… Żydem z Lwowa. W ten sposób laryngolog bolszewikom się wywinął – a Stanisław Lem parę dekad później mógł żartować, że gdyby nie ten przypadek, nigdy nie przyszedłby na świat. W efekcie nie powstałby ani „Solaris”, ani „Opowieści o pilcie Pirxie”, ani nawet „Bajki Robotów”. 3. Stanisław Ulam. Polski Żyd konstruuje bombę termojądrową Kariera matematyka, rozpoczęta przy słynnym stoliku w kawiarni Szkockiej we Lwowie, doprowadziła Stanisława Ulama aż za ocean. Stanisław Ulam, ojciec bomby termojądrowej (fot. Olgierd Budrewicz). Zdjęcie z książki Marka Boruckiego pod tytułem „Wielcy zapomniani. Polacy, którzy zmienili świat”, część 2 (Wydawnictwo Muza 2016). W międzywojennej Polsce nie miał szans na karierę godną możliwości. Wprawdzie rodzina Ulamów była z dawna zasymilowana (przybyła do Lwowa prawdopodobnie z Wenecji), jednak gdy przyszły uczony złożył papiery na politechnikę, okazało się, że wskutek ograniczania przyjęć Żydów nie ma dla niego miejsca na wydziale. Po latach, już jako jeden z najważniejszych przedstawicieli lwowskiej szkoły matematycznej, zorientował się, że ciągle uderza głową w sufit. Stanowiska profesorskie były trudno dostępne, szczególnie dla ludzi o żydowskim pochodzeniu, takich jak ja – wspominał. Na uczelniach klimat antysemicki był coraz bardziej odczuwalny. W 1934 roku doktor Ulam ruszył w świat – najpierw trafił do Princeton, a potem do Los Alamos. Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Wybierz poniżej kolejną, by czytać dalej. Uwaga! Nie jesteś na pierwszej stronie artykułu. Jeśli chcesz czytać od początku kliknij tutaj. Wziął wydatny udział w stworzeniu bomby termojądrowej. Tu jednak niesłusznie sto procent zasług przypisał sobie Edward Teller, który – jak podkreśla Marek Borucki w książce „Wielcy zapomniani. Polacy, którzy zmienili świat” – opowiadając w licznych wywiadach o swoich pracach nad bombą wodorową […] nigdy nie wymieniał nazwiska Ulama. Edward Teller do końca życia nie chciał przyznać, że to tak naprawdę obliczenia Stanisława Ulama pozwoliły na skonstruowanie bomby termojądrowej (źródło: domena publiczna). Noblista Hans Bethe trafnie spuentował całą sprawę mówiąc, że to Ulam jest ojcem bomby wodorowej, a Teller matką, bo nosił to dziecko całkiem długo. Po wojnie Ulam postanowił zostać w USA, bo sądził, że nie ma do kogo i czego wracać. Żona zapamiętała go jako człowieka „pełnego kontrastów”, który pokazywał oblicze zarówno dumnego Polaka, jak i Żyda-agnostyka, wrażliwego na punkcie swojej przynależności etnicznej. 4. Henryk Wieniawski. Wnuk żydowskiego cyrulika O kompozytorze Henryku Wieniawskim do dziś mówi się, że to „drugie wcielenie Paganiniego”. Jego imieniem nazwano międzynarodowy konkurs skrzypcowy o wielkich tradycjach, a zasługi XIX-wiecznego skrzypka są na miarę samego Chopina. Jakie jednak były początki jego kariery? Dziadek Wieniawskiego Herszek Mejer Helman był cyrulikiem z podlubelskiej Wieniawy. Ojciec – zasłużony i odznaczony w powstaniu listopadowym, gdzie jako lekarz sztabowy zorganizował szpital dla żołnierzy i oficerów – uważał się za Polaka i dlatego właśnie zmienił nazwisko na Wieniawski. Matka z kolei była córką żydowskiego lekarza z Warszawy Józefa Wolffa, a jej bratem był doceniany za granicą kompozytor Edward Wolff. Właśnie mama była pierwszą nauczycielką Henryka Wieniawskiego, ale także pojechała z nim w niezwykle ważną podróż z rodzinnego Lublina do Francji. Przekonała dyrekcję Konserwatorium Paryskiego, że jej 8-letni syn – który miał już za sobą debiut jako solista – powinien być w drodze wyjątku przyjęty na tę uczelnię. I tak Henryk Wieniawski został najmłodszym absolwentem Konserwatorium w jego historii – konkurs egzaminacyjny wygrał w wieku 11 lat, podczas gdy co do zasady na uczelnię przyjmowano dopiero 12-latków. To był pierwszy krok oszałamiającej muzycznej kariery. O Henryku Wieniawskim mówi się, że to „drugie wcielenie Paganiniego” (źródło: domena publiczna). 5. Gustaw Herling-Grudziński. Polsko-żydowski świadek stalinowskich mordów Pisarz, znany przede wszystkim jako autor „Innego Świata”, czyli poruszającego obrazu życia w radzieckich łagrach, Większość swojego powojennego życia spędził w Neapolu. Gdy jednak przyjechał po ponad pół wieku do Lublina, kazał się zabrać na Majdanek. Prawdopodobnie wiedział, że to tutaj hitlerowcy przywozili Żydów z jego rodzinnych okolic. W akcie urodzenia Gustawa Herlinga-Grudzińskiego (1919) napisano: Dziecięciu temu przy wypełnieniu religijnego obrządku nadano imię Gecel vel Gustaw. Na świadectwie maturalnym znalazła się informacja: Herling vel Grudziński, wyznanie mojżeszowe. Chrzest przyjął prawdopodobnie podczas studiów. Gustaw Herling-Grudziński na zdjęciu wykonanym przez NKWD w 1940 roku (źródło: domena publiczna). Rodzice byli Żydami – przy czym spolonizowanymi. Było to dla pisarza na tyle istotne, że gdy pod koniec lat 90. znalazł w swoim opracowanym naukowo biogramie wzmiankę: urodził się w rodzinie żydowskiej, przyjął to niechętnie. Według niego autor powinien był napisać: w rodzinie polskiej pochodzenia żydowskiego. O swoich korzeniach sam co do zasady milczał – do końca życia, co zdumiewało badaczy jego twórczości: Ewę Bieńkowską oraz Zdzisława Kudelskiego. Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Wybierz poniżej kolejną, by czytać dalej. Uwaga! Nie jesteś na pierwszej stronie artykułu. Jeśli chcesz czytać od początku kliknij tutaj. 6. Jan Brzechwa. Żydowski ojciec Pana Kleksa Pseudonim „Brzechwa” wymyślił 18-letniemu Jankowi Lesmanowi kuzyn Bolesław Leśmian. Kariera literacka Brzechwy ciągle naznaczona była niedosytem: utwory dla dzieci pisał wybitne, tyle że sam traktował je sceptycznie (ponoć zabrał się za taką twórczość, bo na wakacjach chciał uwieść przedszkolankę). Przez przedwojenne środowisko literackie też zresztą był traktowany z góry. Przedwojenni narodowcy wypominali Brzechwie fascynację Piłsudskim, bo dla nich w tym „żydowskim kulcie” Marszałka było coś „niepokojąco fałszywego” (źródło: domena publiczna). Jeszcze dziadek Brzechwy uczył w szkole żydowskiej, ale rodzina stopniowo od religii i tradycji odchodziła. Mimo to poeta nigdy się swojego pochodzenia nie wstydził. Z drugiej strony: kiedy na egzaminie gimnazjalnym zdawał historię i pochwalono go za wiedzę o „ojczystej” dynastii Romanowów, wypalił: Przecież jestem Polakiem. Podczas wojny polsko-bolszewickiej zostawił studia, by walczyć o niepodległość ojczyzny. Jak na ironię: potem narodowcy wypominali mu fascynację Piłsudskim, bo dla nich w tym „żydowskim kulcie” Marszałka było coś „niepokojąco fałszywego”. Zanim Jan Brzechwa wszedł w koniunkturalny flirt z czerwoną władzą, sporą część wojny przetrwał – w co trudno uwierzyć – w Warszawie, i to z kenkartą wystawioną na nazwisko Lesman. W cieniu wojny i okupacji powstała „Akademia Pana Kleksa”. 7. Krzysztof Kamil Baczyński. Poeta czasu wojny z żydowskim rodowodem Chyba do żadnej innej biografii nie pasuje w takim stopniu opinia Stanisława Pigonia, że Polacy są narodem, którego losem jest strzelać do wroga brylantami. Baczyński to symbol pokolenia, ale o żydowskich akcentach w jego biografii wspomina się, nie wiedzieć czemu, z rzadka. Zdjęcie Krzysztofa Kamila Baczyńskiego ze świadectwa maturalnego (źródło: domena publiczna). Matka poety – nauczycielka Stefania Baczyńska – była wprawdzie neoficko gorliwą katoliczką, ale pochodziła ze spolonizowanej rodziny żydowskiej (tego typu spekulacje, choć słabiej udokumentowane, pojawiały się także w odniesieniu do ojca Baczyńskiego). Adam Zieleńczyk – brat Stefanii, czyli wuj Krzysztofa Kamila – w czasie wojny trafił do getta, z którego potem uciekł i ukrywał się w Warszawie na aryjskich papierach. Zginął, gdy latem 1943 roku Niemcy (po donosie) aresztowali go z całą rodziną. Do jakiego stopnia takie wydarzenia w rodzinie i szerzej: cierpienie warszawskich Żydów, oddziaływały na Baczyńskiego? Na rozdarcie młodego poety zwracał uwagę Miłosz, pisząc o niemożliwym do rozwiązania problemie solidarności. Według niego Baczyński czuł, że jego lud, z którym łączy go nie tylko krew, ale historia kilku millenniów, to żydowski lud w getcie. Niektóre wiersze świadczą o tym wyraźnie. Czytając przejmujące „Pokolenie” warto pamiętać, że Baczyński napisał je, gdy płonęło warszawskie getto. Na zdjęciu podpalone przez Niemców kamienice na skrzyżowaniu ulic Zamenhofa i Wołyńskiej (źródło: domena publiczna). Idąc tym tropem, warto przeczytać kilka dobrze znanych utworów Baczyńskiego na nowo. Choćby znane ze szkoły „Pokolenie” czy pozbawiony tytułu utwór, który powstał wiosną 1943 roku – gdy płonęło warszawskie getto: Byłeś jak wielkie, stare drzewo, / narodzie mój jak dąb zuchwały (…) Jęli ci liście drzeć i ścinać, / byś nagi stał i głowę zginał. (…) Ludu mój! Do broni!. Wielu czytelników odruchowo przyjmowało, że ten utwór traktuje o cierpieniu nie Żydów, lecz Polaków – tak jakby jedno musiało wykluczać drugie. Nie tylko dla tych twórców i naukowców, których tutaj wymieniono, polskość i żydowskość stanowiły tak samo ważne składniki tożsamości. A przy tym niejeden mógłby się podpisać pod słowami Tuwima: Ale przede wszystkim – Polak dlatego, że mi się tak podoba. Bibliografia: Władysław Bartoszewski , Tajemnice Lema [rozmawiają Paweł Goźliński, Jarosław Kurski] [w:] [dostęp Ewa Bieńkowska, Pisarz i los. O twórczości Gustawa Herlina-Grudzińskiego, Fundacja Zeszytów Literackich 2002. Marek Borucki, Wielcy zapomniani. Polacy, którzy zmienili świat , część 2, Muza SA 2016. Kudelski Zdzisław, Gustaw Herling-Grudziński. Wątek żydowski [w:] „Rzecz o książkach” (dodatek do „Rzeczpospolitej), Stanisław Lem, Świat na krawędzi [rozmawia Tomasz Fiałkowski], Wydawnictwo Literackie 2000. Stanisław Lem, Tako rzecze Lem [rozmawia Stanisław Bereś], Wydawnictwo Literackie 2002. Józef Lewandowski, Wokół biografii Krzysztofa Kamila Baczyńskiego [w:] Szkło bolesne, obraz dni…: eseje nieprzedawnione, Ex libris 1991. Wacław Panek, Jan Kiepura. Życie jak z bajki, wydawnictwo Kurpisz 2002. Mariusz Urbanek, Brzechwa nie dla dzieci, Wydawnictwo Iskry 2013. Mariusz Urbanek, Genialni. Lwowska szkoła matematyczna, Wydawnictwo Iskry 2014. Sprawdź, gdzie kupić „Wielcy zapomniani. Polacy, którzy zmienili świat”: Zobacz również Zimna wojna Czy bez Polaków ludzkość poleciałaby w kosmos? Teza ryzykowna - każdy wie, że jedynym Polakiem w kosmosie był Mirosław Hermaszewski. A jednak bez niektórych polskich naukowców i konstruktorów podbój przestrzeni pozaziemskiej byłby niemożliwy. Nie słyszałeś... 19 kwietnia 2016 | Autorzy: Bartek Biedrzycki
. 6dmuong2jh.pages.dev/3526dmuong2jh.pages.dev/9106dmuong2jh.pages.dev/2506dmuong2jh.pages.dev/646dmuong2jh.pages.dev/5376dmuong2jh.pages.dev/8876dmuong2jh.pages.dev/2496dmuong2jh.pages.dev/2326dmuong2jh.pages.dev/7216dmuong2jh.pages.dev/7916dmuong2jh.pages.dev/3836dmuong2jh.pages.dev/3786dmuong2jh.pages.dev/3296dmuong2jh.pages.dev/3386dmuong2jh.pages.dev/876
teksty które odmieniły życie codzienne polaków